Trekking ABC (Annapurna Base Camp) i Poon Hill – Opis trasy

Dzień 1 – Początek trasy: Nayapul/Birethanti – Ulleri

Trekking zaczynamy od rejestracji w lokalnym punkcie TIMS, który znajduje się pomiędzy Nayapul a Birethanti. Następnie pokazujemy pozwolenia na treking w checkpoint’cie w Birethanti i zaczynamy trekking (patrząc na wejście do checkpoint’u udajemy się w lewo): trasa wiedzie kamiennymi stopniami przez wioskę w stronę Ulleri.

Z początku trasa jest dosyć płaska i wiedzie po szerokiej nieutwardzonej drodze, po której, co jakiś czas przejeżdżają samochody terenowe (ponoć istnieje już możliwość dojechania takim samochodem do samego Ulleri, możecie też tam wjechać na końskim grzbiecie). Gdzieś w połowie drogi zaczynają się schody… bardzo dużo schodów, które dosyć stromym podejściem prowadzą nas do samego Ulleri. Trzeba przyznać, że końcowe podejście jest męczące, ale lepiej je zrobić pierwszego dnia, żeby następnego nie zaczynać od męczącej wspinaczki, chociaż strome kamienne schody będą nam towarzyszyć w ciągu całego trekkingu do ABC, dlatego należy się do nich przyzwyczaić a najlepiej je polubić 🙂 .

W niższych partiach szlaku można skorzystać z transportu czworonożnego
Duży ruch na początkowym odcinku trasy.

W Ulleri jest duży wybór hosteli o przyzwoitym standardzie. Nam udało się nawet przespać w pokoju dwuosobowym z prywatną łazienką i ciepłą wodą w bardzo atrakcyjnej cenie: za pokój nie zapłaciliśmy nic pod warunkiem, że wszystkie posiłki zjemy w hostelu. Tak też zrobiliśmy i za podwójną obiado-kolację, śniadanie i pokój z prywatną łazienką zapłaciliśmy 2360 NPR/ 2 os (około 22 USD), ale jak się później okazało była to najbardziej komfortowa i najtańsza oferta na szlaku. Im wyżej tym ceny odpowiednio większe i standard coraz gorszy, ale nie szliśmy na ten trekking w poszukiwaniu wygód, dlatego wystarczało nam, że w mroźne styczniowe noce mieliśmy łóżko i dach nad głową.

Dzień 2 – Ulleri – Ghorepani

Kolejny długi dzień wędrówki i schodów tuż przed miejscem docelowym…

Na niektórych fragmentach szlaku wciąż leżał śnieg.
Wreszcie schody się skończyły (no prawie) i osiągnęliśmy nasz cel: Ghorepani.
W checkpoincie w niższym Ghorepani trzeba pokazać przepustki. Czas oczekiwania umila turystom śmieszna kózka.
Plac centralny w górnej części Ghorepani.

Większość grup/ osób, które śpią w Ghorepani, wstaje około 3:00 – 4:00 rano, żeby zdążyć na wschód słońca. Samo wejście na Poon Hill zajmuje jakąś godzinę. Uwaga: w godzinach porannych, tuż przed wschodem, pobierana jest dodatkowa opłata za wejście na szczyt.

Nasz pensjonat w górnym Ghorepani znajdował się przy drodze na Poon Hill.

My z powodu mrozu (w nocy było około -5 ºC, oodczucie zimna potęgował silny wiatr) i chmur nie zdecydowaliśmy się na oglądanie wschodu słońca i poszliśmy na Poon Hill około 8:00 rano, gdy wszyscy zmarznięci turyści już wracali. Dzięki temu byliśmy sami na szczycie i nie musieliśmy wnosić dodatkowej opłaty. Tego dnia ze względu na chmury i wiatr musieliśmy wyczekiwać aż potężne masywy 8 i 7-tysiączników wychylą się zza białej mgły. Zmarzliśmy bardzo pomimo cieplejszej pory dnia i cieszyliśmy się, że nie poszliśmy na wschód (właściwie to nie wiem dlaczego ludzie lubią żółte światło wschodów i zachodów słońca…).

Droga na Poon Hill
Akurat tego dnia, gdy wybraliśmy się na Poon Hill nastąpiło załamanie pogody i silny wiatr nawiewał chmury. Co jakiś czas mogliśmy ujrzeć majestatyczne ośmiotysięczniki.

Dzień 3: wizyta Poon Hill

Po przyjściu z Poon Hill, zdecydowaliśmy, że z powodu złej pogody (po południu naszła gęsta mgła i spadł śnieg), zostaniemy jeszcze 1 noc w Ghorepani. Była to bardzo dobra decyzja ze względu na piękne widoki na następnym odcinku trasy, których tego dnia z pewnością byśmy nie zobaczyli… Przy dobrej pogodzie lub jeżeli ktoś nie ma wystarczająco dużo czasu można jeszcze tego samego dnia przejść do Tadapani.

Widok na Himalaje z Ghorepani.
Szkoła i boisko w Ghorepani

Dzień 4: Ghorepani – Tadapani

Pogoda nam dopisała. Promienie słoneczne od rana oświetlały piękne górskie krajobrazy. Tym razem szlak na początku pnie się w górę zalesioną ścieżką. Co jakiś czas wychodzimy na polany, z których rozpościera się piękny widok na Dhaulagiri.

Druga część trasy niestety prowadzi nas stromo w dół, co oczywiście wiąże się z ponownym zdobywaniem wysokości: tuż przed Tadapani czeka nas strome podejście do wioski.

Przez chwilę wyłania się również święta góra Nepalczyków Machapuchare (Fish Taile).
W drodze do Tadapani towarzyszył nam pies.

Dzień 5: Tadapani – Sinuwa

Wschód słońca w Tadapani

Ponownie czeka nas dzień schodzenia i wchodzenia. Tym razem wędrówkę rozpoczynamy od schodzenia do doliny, przy okazji możemy podziwiać piękne widoki na przepaście i górskie grzbiety.

My tego dnia postanowiliśmy nie wyznaczać sobie punktu docelowego i iść dopóki starczy nam sił.

Ogolony jak

W Chhomrong znajduje się kolejny checkpoint, w którym należy pokazać papiery i zgłosić, gdzie i skąd idziemy. Można też zasięgnąć informacji na temat warunków pogodowych panujących w ABC. Nas najbardziej interesowało czy nie ma tam zbyt dużo śniegu, co wiązałoby się z podwyższonym zagrożeniem lawinowym. Pan uspokoił nas, że tej zimy mają wyjątkowo mało śniegu i ten, który powodował niebezpieczeństwo lawinowe dawno się już rozpuścił i jest zupełnie bezpiecznie, co rzeczywiście okazało się prawdą (wyżej, na nasze szczęście bardzo nieliczne części trasy były oblodzone/ ośnieżone). Po wyjściu z check point’u czekało nas znowu zejście po stromych kamiennych schodach do wiszącego mostu na rzece (pamiętajcie, że będziecie wracać tą samą drogą, więc z powrotem czeka was strome podejście do wioski).

Następnie rozpoczęliśmy mozolną wędrówkę w górę. Musieliśmy ponownie nabrać wysokości, bo tym razem postanowiliśmy spędzić noc w Sinuwie. Do celu dotarliśmy tuż przed zmrokiem (w styczniu robi się ciemno około 17:00). Po zachodzie słońca na tej wysokości robiło się już bardzo zimno (w nocy był z pewnością przymrozek, bo rano na oknach i wokół drzwi był szron). W hostelach nie ma żadnej formy ogrzewania, jedynym źródłem ciepła jest ognisko, które miejscowi rozpalają po zmroku, co często powoduje nieprzyjemne zadymienie w pokoju, bo okna i drzwi są dosyć nieszczelne.

W lewym dolnym rogu nieliczne zabudowania Sinuwy.

Dzień 6: Sinuwa – Deorali

Kolejny raz idziemy w dół i w górę.

Tym razem, ze względu na porę poza szczytem sezonu, natrafiamy na kolejny problem: brak miejsca w hostelu. Z czterech hosteli w Deorali czynne były tylko 2. Na szczęście po rozmowie z właścicielami jednego z hosteli, dostajemy klucze do pokoju wieloosobowego, w którym spędzamy noc całkiem sami. Mamy dach nad głową i łóżko. Noc jest potwornie zimna. Zakrywamy kołdrami okna i drzwi jednak przy silnym wietrze i dużej powierzchni pokoju zyskujemy niewiele więcej ciepła.

Dzień 7: Deorali – ABC (4130 m.n.p.m) – MBC (Machhapuchere Base Camp)

Wstajemy o 6:00 rano, żeby jak najwcześniej wyruszyć na szlak, bo tego dnia planujemy zdobyć Annapurna Base Camp (ABC), jednak ze względu na wysokość i ryzyko choroby wysokościowej nie decydujemy się spędzić tam nocy i mamy plan zejść do MBC przed zmrokiem. Początkowo zmagamy się z silnym zimnym wiatrem. Odwiedzamy jedno ze schronisk na MBC i pijemy herbatę w towarzystwie miłego chatkowego, który potrafi powiedzieć kilka słów po polsku i opowiada nam po angielsku trochę o swoim życiu w górach.

W dole widoczne jedno ze schronisk w MBC
W dole widoczne zabudowania MBC
Nasz biały przewodnik z MBC

Ostatni odcinek przed ABC jest dosyć płaski i wiedzie piękną doliną otoczoną niesamowitymi górami. Ja jednak przeżywam prawdziwe męki: z powodu zapalenia gardła, kataru i wysokości nie mogę oddychać. Czuję jakbym poruszała się w gęstej smole. Każdy krok to dla mnie walka. Marcin natomiast czuje się świetnie i biegnie do przodu jakby brał udział w jakiś zawodach (może nie odczuwa tak bardzo braku tlenu, bo w dzieciństwie miał astmę… ponoć palacze też lepiej się czują na takiej wysokości niż normalni ludzie).

Wreszcie docieramy do celu: widok jest oszałamiający. Przed zmrokiem schodzimy na nocleg do MBC. Od 2 dni się nie myjemy. W MBC też nie ma bieżącej wody o tej porze roku. Zresztą temperatura nie zachęca do zdejmowania ubrań. Zakładamy na siebie prawie wszystko co mamy i idziemy spać.

Dzień 8: MBC – Bamboo

Widok z hostelu w MBC

Ze względu na mój deficyt sił, na nocleg schodzimy tylko do Bamboo, chociaż niektórzy tego samego dnia nocują już w Chhomrong. Ja mam w pamięci strome schody, które prowadzą do Chhomrong i czuję, że nie dam rady. Pomimo zimna już o 15:00 decydujemy się zatrzymać na nocleg.

Dzień 9: Bamboo – Chhomrong

Znowu około 15:00 docieramy do celu i jeszcze przy względnie przyjemnej temperaturze przed zachodem słońca bierzemy ciepły prysznic – rozkosz dla duszy i ciała! Odpoczywamy i decydujemy, że nie będziemy schodzić do Jhinu, żeby wykąpać się w ciepłych źródłach. Chcemy jak najszybciej wrócić do Pokhary.

Dzień 10: Chhomrong – Birethani / Nayapul i powrót autobusem do Pokhary.

Schodzimy do Siwai z nadzieją, że akurat trafimy na loklany autobus. Jednak nie mamy takiego szczęścia i musimy targować się z kierowcami jeepów (oczywiście można też pokonać ostatni kawałek drogi na piechotę, jednak jest to dosyć spora odległość po nieprzyjemnej i dosyć ruchliwej nieutwardzonej drodze). Chcemy jeszcze tego samego dnia dojechać do Pokhary dlatego płacimy za podwózkę do Nayapul 1000 NPR.

Droga rzeczywiście jest odpowiednia dla samochodów terenowych…

Mimo naszych próśb, żeby kierowca zawiózł nas na przystanek autobusowy, zostajemy wysadzeni na postoju taksówek i w mgnieniu oka otaczają nas lokalni kierowcy, którzy próbują podwieźć nas do Pokhary za oczywiście bardzo atrakcyjną stawkę. Po naszych nieugiętych odmowach stawka rzeczywiście spada do bardzo atrakcyjnej (800 NPR), jednak jesteśmy zbyt bardzo oburzeni zachowaniem kierowcy jeepa i jego sprytnym planem, żeby się ugiąć i pojechać lokalną taksówką. Przechodzimy kilkanaście metrów w stronę miasteczka i już po chwili łapiemy zatłoczony lokalny autobus do Pokhary. Za dwie osoby płacimy 300 NPR. Kierowca zostawia nas w Pokharze jakieś 2 km od jeziora przy którym znajduje się główna dzielnica hotelowo/ restauracyjna. Bardzo zmęczeni i brudni idziemy do hostelu. Cieszymy się cywilizacją (ciepły nielimitowany prysznic, wygodne łóżko, prąd) i ciepłem (w Pokharze w nocy jest już 10 – 12 ºC).

A w Pokharze na głównej ulicy przywitała nas krowa…

Linki do pozostałych postów na temat trekkingu ABC i Poon Hill:

 

 

You may also like